Miejsce nr 20 – 8 sierpnia 2015 – „W gościnie u Zamojskiego i Szackiego” – Zamość

Mimo planu, by śniadanie skonsumować „na mieście” decyzją wcześniej uzgodnioną spożyliśmy posiłek na miejscu i wyruszyliśmy na podbój Zamościa.

Gorąco. Ciągle gorąco. Na rynku ustawili zraszacze, więc postanowiliśmy z nich skorzystać. Antek to sobie uczynił z nich niemal prysznic, ale za to jaki przyjemny!  Oczywiście musieliśmy obstrykać i siebie i rynek i siebie na rynku.

UNESCO wie co robi :)

UNESCO wie co robi 🙂

Następnie udaliśmy się do muzeum zamojskiego. Oj. Owa siedziba za nowinkami technicznymi raczej nie podąża. Sale i wystrój jaki pamiętam z moich wizyt w muzeum w latach 80-tych czy 90-tych, eksponaty też nie urywały dolnej części pleców. Szkoda, bo, jak się potem okazało, to jedyne muzeum, na które mogliśmy sobie tego dnia pozwolić.

Czyżby "Madonna z wielkim cycem"...

Czyżby „Madonna z wielkim cycem”…

Na plus jednak na pewno było to, co nas zaintrygowało w dniu poprzednim. Wycieczka meleksem wzdłuż najważniejszych zabytków miasta. Super sprawa. Bardzo fajny kierowca, cena przystępna (za naszą trójkę zapłaciliśmy 25 zł). Przy takiej pogodzie i tak ograniczonym czasie – bomba. Po godzinnej przejażdżce meleksem weszliśmy do katedry (przechodząc przez rozsuwane oszklone drzwi (WTF?) i zerknęliśmy sobie na pomnik konny hetmana Zamojskiego.

Cary mary, onu ają Drzwi się same rozsuwają

Cary mary, onu ają
Drzwi się same rozsuwają

 

W Zamościu z Zamojskim

W Zamościu z Zamojskim

Po zwiedzaniu oczywiście obiad.

Zamość (65)

Oboje zamówiliśmy coś regionalnego, zrosiliśmy się „narynkowym” zraszaczem, a koło 14.00  wyruszyliśmy w dalszą podróż.